MOJA CODZIENNA PIELĘGNACJA ORAZ KILKA SPRAWDZONYCH POLSKICH KOSMETYKÓW, KTÓRE OBECNIE STOSUJĘ


Codzienna pielęgnacja to temat rzeka, który nigdy się nie kończy. Na rynku co rusz pojawiają się nowe marki kosmetyczne, które wszelkimi sposobami próbują zdobyć naszą uwagę najczęściej głosząc, że produkt, który ma nas zainteresować jest odpowiedzią na wszystkie nasze problemy. Niestety, tonący brzytwy się chwyta, dlatego konsumenci (ze mną na czele) wierzą zapewnieniom producentów i przykładnie wcierają wszelakie kremy wedle instrukcji w nadziei na wspaniałe rezultaty. Chciałabym teraz dorzucić jakieś „ale”, po którym nastąpi cudowna porada, wedle której odnajdziemy złoty środek w walce o piękny wygląd skóry, ale niestety takowy nie istnieje. Jest jednak kilka zasad, dzięki którym ja sama od pewnego czasu wybieram kosmetyki dobrze wpływające na wygląd mojej skóry. Od dłuższego już czasu staram się kupować tylko te produkty, które są naturalne. Byłabym jednak hipokrytką, gdybym zamiast „staram się” powiedziała „zawsze kupuję”, bo nadal zdarza mi się złapać na tym, że na mojej półce lądują kosmetyki, których skład pozostawia wiele do życzenia. Idealnym dowodem na to jest chociażby balsam do ciała marki Ziaja, o którym wspominałam w jednym podsumowaniu miesiąca w okresie wakacyjnym, czy mgiełka do ciała tej samej marki. Patrząc jednak na minione lata, mogę śmiało powiedzieć, że widzę u siebie ogromną poprawę i jestem na najlepszej drodze do osiągnięcia pewnego rodzaju równowagi podczas kosmetycznych zakupów. 

Tak jak wspominałam powyżej, podczas zakupów staram się kierować kilkoma ważnymi zasadami. Od dłuższego już czasu, kosmetyki do pielęgnacji wyszukuję pośród ofert naszych rodzimych producentów. Nie jest to bynajmniej przejawem mody na kupowanie polskich marek, która pojawiła się w ostatnich latach, bo jak zapewne zauważyłyście, polskie marki nie przewijały się tutaj specjalnie często. Powiedziałabym raczej, że jest to pewnego rodzaju konsumencka dojrzałość, do której dorosłam i zwyczajny patriotyzm polki na emigracji. Dodatkowo zagraniczne kosmetyki naturalne bardzo często osiągaj zawrotne ceny, a jednak wyznaję zasadę, że drogo nie zawsze znaczy dobrze. No i finalny aspekt tejże wyliczanki jest taki, że zaczęłam myśleć jeszcze bardziej przyszłościowo i planując wrócić do kraju, wolę wspierać polskie marki, dzięki czemu nasz rynek będzie jeszcze bardziej się rozwijał. Wracając jednak do meritum tego jakże długiego wstępu, kolejna zasada to skład, który ma być jak najlepszy i naturalny. Niestety, tak postawione kryteria nadal pozostawiają ogromną ilość marek oraz produktów na rynku, dlatego tutaj często słucham się opinii koleżanek, weryfikuję produkt podejrzany w reklamie jakiegoś magazynu, czy na Instagramie oraz u koleżanek po fachu. Nie ma nic złego w czerpaniu wiedzy od mądrzejszych od siebie a wręcz przeciwnie. Dzięki temu udało mi się odkryć wiele ciekawych produktów, które mogłam przetestować. Ostatecznie mam też kilka sprawdzonych marek, które znam od lat, i do których chętnie wracam, bo wiem, że zwyczajnie działają. 

 

Z racji, że od ostatniego kosmetycznego wpisu minęło już kilka miesięcy, a ja przez ten czas miałam możliwości porządnie przetestować kilka produktów, w dzisiejszym wpisie opowiem Wam trochę o mojej codziennej pielęgnacji i tym co się u mnie sprawdziło. Zapraszam zatem do dalszego czytania. Poniżej znajdziecie tez kilka kodów zniżkowych :). 



Algopure od Sensume Mare to żel do mycia twarzy, który łączy delikatne składniki myjące z nawilżającym i odżywczym działaniem alg morskich i wody z lodowca norweskiego. Żel idealnie sprawdzi się niezależnie od typu skóry, również u osób z cerą wrażliwą.

 

1. Pierwszy etap zarówno porannej jak i wieczornej pielęgnacji – oczyszczenie twarzy. 

Oczyszczenie twarzy to pierwsza czynność, którą wykonują o poranku oraz podczas wieczornej pielęgnacji. Długo szukałam odpowiedniego produktu, który nie tylko miał oczyścić, ale i pozostawić skórę nawilżoną. Skuteczny okazał się delikatny żel do mycia Algopure od Sensum Mare. Zawsze kiedy kupuję dany produkt czytam o zapewnieniach producenta a później sprawdzam jak po jakimś czasie stosowanie te zapewnienia sprawdziły się na moim przykładzie. Wedle tego żel ma za zadanie skutecznie oczyścić skórę bez efektu ściągnięcia, usuwać sebum oraz domywać makijaż, pozostawić uczucie świeżości i nawilżenia, działać łagodząco i kojąco oraz idealnie przygotować skórę do kolejnych etapów pielęgnacji. W mojej opinii produkt ten rzeczywiście dokładnie oczyszcza skórę oraz makijaż bez konieczności powtórnego mycia, (co często mi się w przeszłości zdarzało przy innych produktach), nie ściąga skóry a wręcz pozostawia ją przyjemną w dotyku, nie podrażnia (miałam w ostatnim czasie tendencję do zaczerwienia). Dodatkowo produkt ten jest w 100% wegański a jego opakowanie EKO TUBY wykonane w 96% z biomasy uzyskiwanej z trzciny cukrowej.



2. Drugi etap pielęgnacji - tonizacja. 

Kiedy twarz jest już dobrze oczyszczona, kolejnym etapem jest tonizacja. W tym celu stosuję dobrze już Wam znany hydrolat różany od Creamy. Produkt ten doskonale nawilża oraz łagodzi zaczerwienienia. Działa przeciwzmarszczkowo, lekko ściągająco. Napina i regeneruje skórę, pozostawiając ją gładką i ukojoną. Dzięki zawartości flawonidów – antycyjanów, kwasu galusowego, hydrolat do cery wrażliwej może zmniejszyć zaczerwienienia poprzez obkurczenie naczyń krwionośnych. Jest to surowiec kosmetyczny otrzymywany z kwiatów róży damasceńskiej i tym samym  jednym z najbardziej cenionych hydrolatów, wykorzystywanych w kosmetykach naturalnych. Dodatkowo jest to produkt wegański w pięknym szklanym opakowaniu less waste. 

 

O tym produkcie pisałam już wielokrotnie. Markę Creamy poznałam kilka lat temu podczas naszej współpracy i po dziś dzień pozostaję jej wierna. Przede wszystkim tak jak wspominałam przy okazji ostatniego wpisu, produkty Creamy oparte są na surowcach naturalnych pozyskiwanych z Haiti w drodze ekologicznych procesów takich jak destylacja z parą wodną czy wytłaczanie na zimno. Jest to metoda, pozwalająca uzyskać maksymalną ilość substancji aktywnych, które zawarte są w roślinach. Najważniejszym aspektem, dla którego  moja fascynacją tą marką nie minęła, jest fakt, że ich kosmetyki po prostu działają. Miałam już okazję wypróbować różnych produktów, a kupowanie ich w prezencie mojej mamie stało się pewnego rodzaju tradycją :) 

 

Przejdźmy jednak do samej tonizacji. Hydrolat stosuję rano i wieczorem (właściwie to stosowałam, bo właśnie mi się skończył i muszę zamówić nowy – obecnie używam rumiankowy hydrolat, o którym wspominałam na stories i w podsumowaniu miesiąca, ale jest zbyt wcześnie abym mogła powiedzieć o nim coś więcej). Jeżeli chodzi o nakładanie, można to robić na dwa sposoby: pierwszy - wystarczy spryskać nim twarz, albo wetrzeć go w twarz przy użyciu płatka kosmetycznego. Osobiście stosuję tą drugą metodę. Sam produkt doskonale nawilża twarz i przygotowuję ją pod kolejny etap mojej pielęgnacji, czyli…



Markę Creamy znam już od kilku ładnych lat i bardzo ją cenię. Produkty są wegański, stworzone z naturalnych składników, zamknięte w szklanych opakowaniach zero waste. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że specjalnie dla Was marka udostępniła kod zniżkowy – 15% na hasło „makesitsimple”, który jest  aktywny na cały nieprzeceniony asortyment. Kod jest ważny do 13.11.2020


3. Trzeci etap pielęgnacji wieczornej – serum olejowe.

 

Serum do twarzy to jeden z ważniejszych kosmetyków na mojej półce łazienkowej. W porównaniu do kremu, działa intensywniej, ma lżejszą konsystencję i większe stężenie substancji aktywnych. Można je stosować na dzień, na noc, codziennie lub jako czasową kurację. Trzeba jednak pamiętać, że serum nie powinno być nakładane bez przerwy, aby nie przyzwyczajać skóry do tak mocnego stężenia składników. Naturalne serum olejowe o działaniu regenerującym marula od Creamy, pojawiło się w mojej codziennej pielęgnacji w okolicach sierpnia (ale znam je od dawna i stosowałam już kilka razy). Stosuję je zawsze na noc na co najmniej godzinę przed pójściem spać, aby dobrze się wchłonęło zanim nałożę krem. Produkt ten wpływa na opóźnienie pierwszych oznak starzenia się skóry. Regeneruje, wzmacnia oraz głęboko nawilża. Sprawia, że skóra lepiej broni się przed czynnikami zewnętrznymi. Dodatkowo przywraca jej naturalną równowagę. 

 

Jeżeli chodzi o zawartość tej 30ml buteleczki, to jest ona bogata w takie komponenty jak: olej moringa, sprowadzony przez założycielkę marki Creamy prosto z jej rodzinnego Haiti, tłoczony z nasion „drzewa życia”, niezwykle bogaty w składniki odżywcze, dodatkowo wykazujący działanie przeciwzapalne, olej z dzikiej róży zwany „olejem młodości”, który zawiera formy witaminy A o działaniu silnie regenerującym, olej marula zapewnia odpowiednią ochronę skóry przed czynnikami zewnętrznymi, witamina Cekstrakt z solirodu zielnego, rośliny o niezwykłych zdolnościach do adaptacji w trudnych warunkach środowiskowych, która wykształciła mechanizmy chroniące ją przed odwodnieniem oraz koenzym Q10 zwany „eliksirem młodości” wpływającym na zwiększenie elastyczności skóry. Dodatkowo serum jest wegańskie, zawiera 100% składników aktywnych i jest zamknięte w szklanej buteleczce. 




4. Krem na dzień, na noc i pod oczy, czyli ostatni etap codziennej pielęgnacji. 

Krem to etap pielęgnacji bez którego moja skóra nie funkcjonuje. Uwielbiam tą elastyczność i miękkość, która następuje w wyniku jego działania. Obecnie w mojej codziennej pielęgnacji twarzy znajdują się trzy kremy – ten pod oczy, na dzień i na noc. Wszystkie trzy stosuję mniej więcej od początku lipca a w przypadku kremu na dzień i na noc jest to już drugie opakowanie. Chciałam dokładnie przetestować wszystkie produkty zanim zdecyduję, czy są w ogóle warte rekomendacji. Przejdę jednak do sedna. 

Krem pod oczy, to element pielęgnacji, który przez bardzo długi czas uznawałam za nieistotny i wklepywałam pierwszy lepszy krem napotkany pod palcami. Regularne stosowanie kremu pod oczy zaczęłam jakieś 2 lata temu i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie używanie go było dla mojej skóry tym czym nie picie wody – katastrofa po prostu. Obecnie stosuję korygujący krem pod oczy zielona herbata od MokoshZawiera on aktywny wyciąg z alg morskich, które zapobiegają rozszerzaniu się naczyń krwionośnych zlokalizowanych w okolicy oczu oraz kofeinę stymulującą mikrokrążenie w skórze. Dzięki temu, stosowany systematycznie, wpływa na redukcję cieni i opuchnięć pod oczami. Z uwagi na wykorzystanie ekstraktu z zielonej herbaty o działaniu antyoksydacyjnym, opóźnia oznaki starzenia skóry powstające pod wpływem promieniowania UV. Oleje sezamowy, arganowy i kokosowy regenerują i odbudowują zniszczoną skórę i długotrwale ją nawilżają. Dodatek mineralnej miki optycznie poprawia koloryt skóry nadając jej rozświetlony wygląd. Lekka i przyjemna konsystencja, ułatwia rozsmarowywanie i wchłanianie kremu. Dodatkowo jest on wegański i nie zawiera składników z przeciwwskazaniem dla kobiet w ciąży. 

 

Po ponad trzech miesiącach codziennego stosowania rano i wieczorem, zostało mi około pół opakowania, więc trzeba przyznać, że jest bardzo wydajny. Ogólnie jestem bardzo zadowolona i mam wrażenie, że skóra w okolicach oczu wygląda bardziej promiennie i świeżo a cienie pod oczami są mniej widoczne. Z ręką na sercu mogę go polecić :)




Krem na dzień – stosuję bezpośrednio po tonizacji i tym samym jest ostatnim etapem przed nałożeniem makijażu. Jest to moje kolejne (po kremie pod oczy) odkrycie, które spisuje się na medal. Chodzi oczywiście o Samarité Divine Cream, czyli naturalny krem do twarzy o konsystencji lekkiej jak krem na dzień a bogatej jak krem na noc. Kiedy jakiś czas temu trafiłam na artykuł o najlepszych naturalnych kremach, w którym podpis brzmiał; 33 naturalne ekstrakty, 93% naturalnych składników i zero olejów. Tak w skrócie można opisać hit od Samarite. To również produkt przeznaczony do każdego typu cery. Dogłębnie nawilża, zmniejsza zaczerwienienie oraz koi podrażnienia, wygładza i napina, regeneruje, a nawet przedłuża trwałość makijażu…”wiedziałam, że musze go wypróbować na własnej skórze. Tak jak pomyślałam, tak też zrobiłam i krem okazał się świetny! Gdybym miała powiedzieć co uwielbiam w nim najbardziej, to chyba sposób w jaki przygotowuje moją skórę do makijażu. Ten krem to najlepsza baza pod makijaż, która dodatkowo świetnie nawilża. Jedyny aspekt, który trochę mnie na początku denerwował – po nałożeniu, twarz bardzo się lepi do momentu wchłonięcia się kosmetyku. Nie trwa to długo i idzie się do tego przyzwyczaić, szczególnie kiedy widzi się efekt końcowy po nałożeniu makijażu, ale uznałam, że powinnam o tym wspomnieć.  




 Algorich od Sensum Mare to kosmetyk do zadań specjalnych. Zawarty w kremie niskocząsteczkowy kwas hialuronowy posiada silne właściwości wiązania wody dzięki czemu nawilża skórę, nadaje jej elastyczność, działa liftingująco przywracając jędrność. Jeżeli zastanawiacie się nad jego zakupem to na hasło Monika mam dla Was kod zniżkowy – 15% dostępny na cały asortyment w sklepie Sensum Mare. Kod jest ważny do 31.10.2020

 

Krem na noc – ostatni krok codziennej pielęgnacji, który tym samym stanowi jej punkt finalny. Noc to czas, kiedy nasza skóra ma czas na właściwą regenerację po całym dniu walki z zanieczyszczeniami, dlatego aby jak najbardziej jej w tym pomóc, potrzebny jest produkt do zadań specjalnych. Długo szukałam kosmetyku, który dzięki swojej bogatej konsystencji, zapewni dogłębne nawilżenie. Krem Algorich od Sensum Mare okazał się taki właśnie być. Jak zapewnia producent Zaawansowany krem do twarzy Algorich został stworzony z myślą o specjalistycznej pielęgnacji cery suchej i bardzo suchej. Stanowi idealny wybór dla osób poszukujących intensywnej i bogatej konsystencji kremu.” Jest on bogaty w 27 składników aktywnych w tym; woda z lodowca, ekstrakt z sześciu alg morskich, niskocząsteczkowy kwas hialuronowy, zielony kawior, olej monoi, czy maslo shea. 

 

Zawsze kiedy budzę się po nocy, moja cera wygląda promiennie, jest bardziej elastyczna i przyjemna w dotyku i taka świeża. Po tych kilku miesiącach stosowania, mogę śmiało Wam polecić ten krem. Dobrze nawilża, jest bardzo wydajny (opakowanie wystarczyło mi na trochę ponad dwa miesiące codziennego stosowania) przez co uważam, że jego cena jest również adekwatna do jakości. Bardzo jestem jeszcze ciekawa innych produktów tej marki. Czy któraś z Was miała może okazję je wypróbować? 



Tym oto sposobem dobrnęłyśmy do końca. Tak jak wspominałam pielęgnacja to temat rzeka, bo w końcu zawsze znajdzie się coś nowego, czego nie miałyśmy okazję jeszcze wypróbować, nasza skóra będzie miała zapotrzebowanie na coś bardziej nawilżającego, zmniejszającego pory, albo jeszcze inne problemy, albo zwyczajnie koleżanka z pracy któregoś dnia rzuci do nas tekst z cyklu „a słyszałaś o tym rewelacyjnym kremie…”. Jeżeli jest coś o czym specjalnie chciałybyście poczytać, dajcie znać. Tymczasem życzę Wam przyjemnego popołudnia.

 

 

Ściskam!

M. 


Comments

Instagram

FOLLOW @OFSIMPLETHINGS ON INSTAGRAM
© 2019 OF SIMPLE THINGS | All rights reserved. Contact