HOME INSPIRATION: SYPIALNIA



We are slowly approaching to the end of the cycle of home inspirations. Apart from today's post, in which I will tell you briefly about our bedroom, we only have Klara's room left. I would love for the construction to go as fast, but unfortunately some things cannot be skipped ... but back to the bedroom ... it is by far the largest room in our house. Initially, the bedroom was supposed to have a dressing room and a separate bathroom, but we quickly corrected this plan. I decided that I don't need a bathroom in the bedroom, and I can survive without a walk-in-wardrobe, because in the end I try to be careful with the contents of my wardrobe :D (I also didn't like the idea of ​​having three doors). In this way, the room has almost 22 m² and is rectangular shape. After entering the bedroom, on the right wall there will be a built-in wardrobe, which will be up to the ceiling. Opposite the door is a single window and an armchair will stand there. Next to it there will be a bed, on the sides of which there will be two identical bedside tables, above which two sconces will hang, and above the bed there will be some pictures/graphics. The next wall (i.e. the left looking from the entrance) has a large three-wings window, so it will be empty (although a small desk may be placed there someday), while a chest of drawers in a natural brushed wood shade will stand against the wall opposite the bed, with a small lamp on it. There will also be a mirror above the chest of drawers, pictures will hang next to it and in the corner of the room (between the chest of drawers and the large window) there will be a chair. The whole room will be painted white, and there will be some moulding on the wall with the chest of drawers. The floor in the bedroom will be the same as in the living area.

 

. . . .

 

Powoli zbliżamy się do końca cyklu domowych inspiracji. Oprócz dzisiejszego wpisu, w którym opowiem Wam krótko o naszej sypialni, zostaje nam jeszcze tylko pokój Klary. Bardzo bym chciała, żeby budowa szła nam równie szybko, ale pewnych rzeczy niestety nie da się przeskoczyć… wracając jednak do sypialni... jest to zdecydowanie największy z pokoi w naszym domu. Początkowo sypialnia miała mieć garderobę i osobną łazienkę, ale bardzo szybko skorygowaliśmy ten plan. Uznałam, że łazienka w sypialni nie jest mi potrzebna, a bez garderoby też przeżyję, bo w końcu staram się rozważnie podchodzić do zawartości mojej szafy :D (nie do końca podobała mi się również wizja posiadania trzech par drzwi). Tym oto sposobem pomieszczenie ma prawie 22 m² i jest w kształcie prostokąta. Po wejściu do sypialni, na prawej ścianie znajdzie się szafa w zabudowie, która będzie pod sam sufit. Na wprost drzwi jest pojedyncze okno i stanie tam fotel. Obok będzie łóżko, po bokach którego staną dwa jednakowe stoliki nocne, nad którymi zawisną dwa kinkiety a nad łóżkiem obrazki. Następna ściana (czyli lewa patrząc od wejścia) ma duże trzyskrzydłowe okno, więc będzie pusta (chociaż może kiedyś stanie tam małe biurko), natomiast pod ścianą na wprost łóżka stanie komoda w naturalnych szczotkowanym odcieniu drewna, na której stanie lampka nocna. Nad komodą znajdzie się jeszcze lustro, obok zawisną obrazki a w rogu pokoju (między komodą a dużym oknem) stanie krzesło. Cały pokój będzie pomalowany na biało, a na ścianie z komodą znajdzie się sztukateria. Podłoga w sypialni będzie taka sama jak w strefie dziennej. 

PHOTO DIARY


The days are getting longer, the evenings are getting shorter, the sun shines longer and longer - and all this means that spring will arrive at any moment, which at this time of the year we are probably all waiting impatiently. The last few weeks have been very intense and probably thanks to that, February passed for me in the blink of an eye. Despite everything, there was time for my favorite pleasures, long walks and fooling around. As every month, I invite you to my photographic retrospection from February :)

 

. . . .

 

Dni coraz dłuższe, wieczory coraz krótsze, słońce świeci coraz dłużej – a to wszystko oznacza, że lada moment dotrze do nas wiosna, na którą o tej porze roku, chyba wszyscy czekamy już z niecierpliwością. Ostatnie tygodnie były bardzo intensywne i chyba dzięki temu, luty minął mi jak w oka mgnieniu. Mimo wszystko nie zabrakło w nim czasu na ulubione przyjemności, długie spacery i wygłupy. Jak co miesiąc, zapraszam Was do mojej fotograficznej retrospekcji z lutego :)

LITERACKI LUTY: „ AUDREY HEPBURN. W BLASKU SŁAWY” JULIANA WEINBERG


Audrey Hepburn nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. Ta niekwestionowana ikona stylu, która wielką sławę zawdzięcza roli „Rzymskie Wakacje”, za którą zresztą otrzymała Oscara (ale to za rolę w filmie „Śniadanie u Tiffany’ego” pokochały ją miliony), jest gwiazdą dzisiejszego cyklu literackiego. Chociaż na rynku znajdziemy mnóstwo albumów, oraz książek poświęconych Audrey Hepburn, więc można by pomyśleć, że w tym temacie zostało napisane już wszystko… Cóż, chyba jednak nie do końca i ta książka jest tego świetnym przykładem. Być może miałyście już okazję spotkać się z serią książek „Wyjątkowe Kobiety”. „Audrey Hepburn. W blasku sławy” jest najnowszą pozycją, która dołączyła do tego grona. Wyjątkowa, lekka i bardzo wciągająca – tak mogłabym opisać ją w trzech słowach. Nie jest to typowa biografia a raczej życiorys w formie powieści, w której przechodzimy przez wszystkie najważniejsze etapy jej życia. O tym, że Audrey Hepburn była piękną kobietą, której poczucie stylu stało się inspiracją dla kobiet na całym świecie, wie chyba każdy. Nie każdy jednak wie, że jej największym marzeniem była kariera primabaleriny, do którego spełnienia przygotowywała się od najmłodszych lat. Czasy wojny, głód i wycieńczenie organizmu, sprawiły jednak, że mimo ogromnej pracy, nie udało jej się tego marzenia nigdy zrealizować. Wszystkie lata ciężkich ćwiczeń nauczyły ją jednak ogromnej dyscypliny. To prawdopodobnie jej zawdzięcza swoje późniejsze sukcesy. Jak więc to wszystko się zaczęło? Odpowiedź na tą, oraz wiele innych pytań znajdziecie w tej książce. 

 

„Audrey Hepburn. W blasku slawy” 

 

„Audrey Hepburn. W blasku sławy” liczy 512 stron i została podzielona na pięć części z mnóstwem rozdziałów. Każdy z rozdziałów odpowiada za jakiś okres z życia Audrey, począwszy od jej dzieciństwa, na poznaniu jej ostatniego ukochanego skończywszy. Przepiękna, chociaż momentami bardzo trudna – to historia, którą warto przeczytać. Już dawno, żadna książka nie wciągnęła mnie tak bardzo jak ta. Kiedy już dobrniecie do jej końca, to polecam Wam jeszcze jedną – znacznie bardziej osobistą. Pisałam już kiedyś o niej, więc jeżeli obserwujecie mnie od dawna, to zapewne dobrze znacie ten tytuł – „Audrey w domu”, czyli przepisy, zdjęcia i prywatne historie z życia Audrey Hepburn. Kilka słów o tej książce, możecie przeczytać w tym wpisie – link

 

„Najważniejsze to cieszyć się życiem, być szczęśliwym, tylko to się liczy”

 

Audrey Hepburn 

THE LOOK: WINTER IN THE CITY


jacket // kurtka – Massimo Dutti 

knitwear // sweter – MLE Collection (zeszłoroczna kolekcja)

jeans and bag // jeansy i torebka – Mango (stara kolekcja)

boots // kozaki – Gino Rossi

 

There is hardly any snow left (although there is actually more ice than snow in it), and the cold wind is not conducive to any major escapades at the moment. The exception was the last two days of sun, which we used as best we could, but today the gray and cold reality has returned. On such days, the only appropriate piece of clothing is a long coat (preferably one that reaches at least to the ankles, but with my height, most of the coats I've come across reach no more than mid-calf), or a puff jacket. This time I decided on the second one, in a more urban combination (I got a bit bored with UGGs this season, so it's probably time for spring to come...:D), which is why I used the already well-known base elements and accessories. I honestly admit that lately I've been browsing home furnishing pages more often than clothing sections, so mostly the same things are scrolling through here, only in modified sets :).

 

. . . .

 

Śniegu zostało już jak na lekarstwo (chociaż właściwie więcej w tym lodu niż śniegu), a zimny wiatr nie sprzyja obecnie jakimś większym eskapadom. Wyjątkiem były ostatnie dwa dni słońca, które wykorzystałyśmy jak najlepiej można tylko było, ale dzisiaj wróciła już szara i zimna rzeczywistość. W takim dniach, jedyne słuszne okrycie to długi płaszcz (najlepiej taki co najmniej do kostek, ale przy moim wzroście większość płaszczy, na które się natknęłam sięga co najwyżej do połowy łydki), albo kurtka puchowa. Tym razem zdecydowałam się na to drugie, w bardziej miejskim zestawieniu (UGG-i w tym sezonie już mi się trochę znudziły, więc to chyba pora, aby przyszła wiosna…:D), dlatego wykorzystałam dobrze Wam już znane elementy bazowe i dodatki. Przyznam szczerze, że ostatnio chętniej przeglądam strony z wyposażeniem domu, niż działy z ubraniami, dlatego w większości przewija się tutaj to samo, tylko w zmodyfikowanych zestawach :). 

PHOTO DIARY


Well, the first month of the New Year is already behind us. Although most often I regret how quickly the days run through our fingers, this time I am a little happy, because each day brings us closer to spring. I like winter very much, but you know... covered with snow. What's been happening outside the window lately probably doesn't give anyone positive energy. Rain in the morning, snow in the evening and the sun does not look at us at all. The raging viruses made that Klara did not go to kindergarden from mid-November - these constant visits to the doctor and worrying about whether it was just a cold or pneumonia killed me, so since I have the opportunity to stay at home with her, I decided that I will use it (I am thinking about all mothers who now have to face children's diseases - I wish you a lot of health). And I have more than enough opportunities, because despite the desire to return to professional activity, I have been unsuccessfully looking for a job for several months now. However, as it turns out, the mother after 3 years of childcare is not an attractive candidate ... Generally, I do not like to complain - actually I never do it, because I know that it will not help me much, but this time I wanted to make an exception. Firstly, because I had to vent my thoughts, and secondly, I realize that many women face similar difficulties and I just wanted to let you know that you are not alone in this. In difficult times, however, I always tell myself that after a storm, the sun always comes out and this optimistic thought pushes me forward :).

 

Shooing away these black clouds, however, I return to those nice moments from the last few weeks. So, if you have a moment, sit back and enjoy the summary of January. Unlike its predecessor, this time I collected a much smaller number of photos, but all in all, no wonder - Christmas is unbeatable!

 

. . . .

 

No i pierwszy miesiąc Nowego Roku już za nami. Chociaż najczęściej ubolewam nad tym jak szybko dni uciekają nam przez palce, tak tym razem odrobinę się cieszę, bo jednak każdy dzień przybliża nas do wiosny. Bardzo lubię zimę, ale taką wiecie…białą. To co ostatnio dzieje się za oknem chyba nikogo nie nastraja pozytywną energią. Rano deszcz, wieczorem śnieg a słońce już w ogóle do nas nie zagląda. Szalejące wirusy sprawiły, że Klara od połowy listopada nie chodzi do przedszkola - dobiły mnie te ciągłe wizyty u lekarza i zamartwianie, czy to tylko przeziębienie, czy już zapalenie płuc, więc skoro mam możliwość siedzieć z nią w domu, to uznałam, że z tego skorzystam (łączę się ze wszystkimi mamami, które muszą się teraz mierzyć z chorobami dzieci – życzę Wam dużo zdrowia). A możliwości mam aż nadto, bo mimo chęci powrotu do aktywności zawodowej, od kilku miesięcy bezskutecznie szukam pracy. Jak się jednak okazuje, matka po 3 latach wychowawczego jest mało atrakcyjną kandydatką… Generalnie nie lubię narzekać – właściwie nigdy tego nie robię, bo wiem, że niewiele mi to pomoże, ale tym razem chciałam zrobić wyjątek. Po pierwsze dlatego, że musiałam dać upust swoim myślom, a po drugiego, zdaję sobie sprawę, że wiele kobiet mierzy się podobnymi trudnościami i tak zwyczajnie po ludzku chciałam dać Wam znać, że nie jesteście w tym same. W trudnych chwilach zawsze sobie jednak powtarzam, że po burzy zawsze wychodzi słońce i ta optymistyczna myśl pcha mnie do przodu :). 

 

Odganiając te czarne chmury, wracam jednak do tych miłych momentów z ostatnich tygodni. Jeżeli macie więc chwilę, to rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam na podsumowanie stycznia. W odróżnieniu od jego poprzednika, tym razem uzbierałam znacznie mniejszą ilość zdjęć, ale w sumie co tu się dziwić – Święta Bożego Narodzenia są bezkonkurencyjne!

Instagram

FOLLOW @OFSIMPLETHINGS ON INSTAGRAM
© 2019 OF SIMPLE THINGS | All rights reserved. Contact