LITERACKI LISTOPAD: "KAMELIOWY SKLEP PAPIERNICZY" ITO OGAWA

 

Późna jesień, okres przed i poświąteczny to czas, w którym wiele z nas stara się zwolnić i wyciszyć a może i nabrać dystansu do wielu spraw… Często ponura aura za oknem nie nastraja a wręcz sprawia, że najlepiej odnajdujemy się w domowym zaciszu. W takich momentach chwila z kubkiem aromatycznej herbaty z nutką cynamonu, goździków i skórki z pomarańczy, której aromat unosi się po salonie z ciepłymi skarpetami na stopach, które mimochodem pchają się pod jeszcze cieplejszy koc i… książką. Brzmi dobrze, prawda? Pozostaje właściwie tylko jedna kwestia. Jaką książkę przeczytać? 

 

Nie wiem jak Wy, ale ja o tej porze roku jakoś instynktownie dobieram repertuar adekwatny do aury pogodowej. Jesienne wieczory upływają mi więc w „Kameliowym Sklepie Papierniczym”, w którym czeka coś znacznie ważniejsze i cenniejszego niż kartki papieru - swoją drogą nie byle jakiego, bo ten sklep specjalizuje się w kaligrafii, więc wykorzystywany jest w nim najwyższej jakości papier dostosowywany do poszczególnych okazji. Ale może zacznijmy od początku…


Kameliowy Sklep Papierniczy


Jak możemy przeczytać na stronie wydawcy; Ród Amemiya od zamierzchłych czasów uprawia nietypową profesję. W Kameliowym Sklepie Papierniczym położonym w nadmorskiej Kamakurze piszą bowiem listy na zlecenie. Gdy Hatoko, pieszczotliwie zwana Poppo, dziedziczy ów sklep, wkrótce spotyka na jego ganku plejadę intrygujących postaci – każda z nietypowym zleceniem: list miłosny, list zrywający kontakty, kartka z nieba…

Trudno napisać idealny list, tym bardziej, gdy trzeba to zrobić w czyimś imieniu. Początkowo niechętna swojej nowej pracy, Poppo z czasem zaczyna doceniać to wyjątkowe zajęcie i z coraz większą czułością myśli o kaligrafii i znaczeniach, jakie niesie odpowiednio dobrany papier czy atrament. „Kameliowy Sklep Papierniczy” to literacka zachęta, by zwolnić, wyciszyć się i nabrać dystansu, ale też cieszyć się drobnymi przyjemnościami codzienności i pielęgnować bliższe i dalsze relacje. 

PHOTO DIARY


Ostatni miesiąc był bardzo ekscytujący. Nowe ciekawe projekty, zmieniający się jesienny krajobraz, kilka małych wyjazdów – to wszystko sprawiło, że sama nie wiem, kiedy zaczął się listopad (stąd też Photo Diary pojawia się tak późno). Nie obyło się oczywiście bez przeziębienia i kataru Klary, który jak zwykle trwa w nieskończoność (a właściwie to nadal się nie skończył). Mimo tego trochę z niedowierzaniem zerkam na to, ile się wydarzyło (a zarazem, ile zdjęć zgromadziłam :D) a trochę z uśmiechem wyczekuje tego co nowego przyniesie nam listopad. No i moja wewnętrzna miłośniczka Bożego Narodzenia, przebiera nogami na zbliżający się wielkimi krokami grudzień. Cóż, w przyszłym podsumowaniu miesiąca klimat świąt zapewne będzie już bardziej odczuwalny, ale nie przyspieszając niczego (na świąteczną magię przyjdzie jeszcze czas), zapraszam Was na nie taka małą retrospekcję minionych tygodni. Zaparzcie sobie pyszną herbatę i zapraszam do mojej zwykłej, niezwykłej codzienności :). 

 

. . . .

 

The last month has been very exciting. New interesting projects, a changing autumn landscape, several small trips - all this made that not knowing when November started. Of course, Klara caught a cold and a runny nose, which, as usual, lasts forever. Despite this, I look with some disbelief at how much has happened (and at the same time how many photos I have collected :D) and I look forward with a smile to what new things November will bring us. And my inner Christmas lover is getting ready for December, which is fast approaching. Well, in the next month's summary the Christmas atmosphere will probably be felt more, but without rushing anything (there will still be time for Christmas magic), I invite you to a not-so-small retrospective of the past weeks. Make yourself a delicious cup of tea and join me in my ordinary, extraordinary everyday moments :).

THE LOOK: AUTUMN SHADES OF GREY



shirt // koszula – Roselle 

vest // kamizelka – Reserved (stara kolekcja)

blazer // marynarka – H&M

trousers // spodnie – Reserved

boots // kozaki – Gino Rossi

bag // torebka - Ryłko

 

 

Moda w jesiennym wydaniu ma nam zdecydowanie więcej do zaoferowania niż jej poprzednik – lato. Marynarki, lekkie płaszcze (w końcu piękna pogoda nas w tym roku nie opuszcza) możemy łączyć we wszystkie dostępne w naszych szafach kombinacja. Gdybym miała wybrać moją jesienną paletę barw, zdecydowanie królują w niej biele, beże, brązy, czerń i szarości. W tym ostatnim odcieniu nabyłam niedawno grubszą marynarkę, która była na mojej liście „do kupienia”. Idealnie pasuje do spodni, spódnicy, czy sukienki. Tego dnia pędziłam na spotkanie z klientami Créama Studio (marka własna), więc pod szarą marynarkę założyłam białą koszulę, dzianinową kamizelkę – do tego dobrałam czarne spodnie oraz kozaki i torebkę w tym samym kolorze. Bardzo lubię takie zestawy, chociaż w luźniejszy dzień kozaki zamieniłabym na czarne conversy za kostkę a koszulę i kamizelkę na bluzę. 

 

. . . .

 

Fall fashion has definitely more to offer to us than its predecessor - summer. We can combine jackets and light coats (after all, the beautiful weather is not leaving us this year) in any combination available in our wardrobes. If I had to choose my autumn colour palette, it is definitely dominated by white, beige, brown, black and gray. I recently purchased a thicker blazer in this last shade, which was on my "to buy" list. Perfectly matches trousers, skirt or dress. That day, I was rushing to meet clients of Créama Studio (own brand), so under the grey jacket I put on a white shirt, a knitted vest, which I matched with  black trousers, boots and a handbag in the same colour. I really like such sets, although on a more casual day I would replace the boots with black Converse high-tops and the shirt and vest with a sweatshirt.

JESIENNA PIELĘGNACJA, CZYLI JAK DBAM O SKÓRĘ PO LECIE


Zmieniająca się pora roku, to idealny chwyt marketingowy. Bijące ze wszystkich stron hasła reklamowa, które głoszą coś w rodzaju „akcja regeneracja”, albo „nasz krem odbuduje Twoją zniszczoną słońcem skórę w zaledwie kilka dni”, w bardzo szybki sposób potrafią wmówić nam konsumentkom, że skoro zmienia się pogoda, to nasza pielęgnacja również powinna (albo raczej musi!) się zmienić. Cóż, musi to zdecydowanie zbyt duże słowo, ale nie da się ukryć, że jesienna pielęgnacja, to temat, który odgrywa ogromną rolę w życiu nas kobiet i przy okazji jest bohaterem setek (albo może bardziej milionów) poświęconych mu artykułów. Jaka jest tego przyczyna i czy aby na pewno powinnyśmy brać pod uwagę zmianę naszych pielęgnacyjnych nawyków? 

 

Różnica między latem a jesienią jest chyba oczywista dla każdej z nas. Właściwie to sprowadza się do tego, że latem słońce świeci mocniej, dni są upalne, a jesienią jest jakby na odwrót – słońce chociaż ciągle jest z nami to nie jest już takie ostre no i upały to raczej relikt przeszłości. Tak, wiem – punkt dla mnie za spostrzegawczość :). Zmierzając jednak do sedna tej zbyt dogłębnej analizy atmosferycznej – letnie upały odbijają się znacząco na naszej skórze, przez co stosujemy duże ilości kremu z filtrem, który chroni przed poparzeniami. Długotrwałe upały przyczyniają się jednak do przesuszenia naszej skóry, która jesienią jak nigdy, wymaga dogłębnego nawilżenia. Niższe temperatury sprzyjają jej odbudowie, dlatego wspomniana wyżej „akcja regeneracja” to właściwie całkiem niezłe określenie, chociaż najbardziej podoba mi się „sezonowa zmiana warty”. Pielęgnacja skóry po lecie jest więc naturalnym czynnikiem, z którym przychodzi nam się zmierzyć. Oczywiście nie chodzi tu teraz o drastyczne zmiany nawyków, ani tym bardziej o to, aby wyrzucić cały zapas kosmetyków tylko po to, aby wymienić je na „jesienne”. Chodzi raczej o to, aby podejść do tematu pielęgnacji z większą świadomością, uczynić z niej pewnego rodzaju rutynę i być przy tym bardzo skrupulatnym. Jeżeli skończył Ci się krem na noc, albo serum – to teraz wybierz te o bogatszym składzie, które pozwoli twojej skórze na porządną regenerację. 

 

Podobno z wiekiem, nasza skrupulatność oraz dbałość w pielęgnacji skóry wzrasta (co właściwie tłumaczy, dlaczego coraz więcej czasu poświęcam na wyszukanie odpowiednich kosmetyków do twarzy, natomiast kolorowe kosmetyki pozostają u mnie niezmienne), co muszę nieskromnie przyznać, z powodzeniem odzwierciedla się w kondycji mojej skóry. Skoro udało mi się już wypracować pewne dobre nawyki, a produkty, które stosuję sprawdzają się u mnie bez zarzutu, wracam do Was z kolejnym wpisem. Dzisiaj porozmawiamy o tym jak wygląda moja jesienne pielęgnacja, czyli jak dbam o skórę po lecie. 

 

Pierwsza zasada, której skrupulatnie się trzymam jest taka, że staram się z dbałością podchodzić do pielęgnacji twarzy przez cały rok. Aby efekty były widoczne, chwilowe zaangażowanie nie wystarczy. Dlatego na przykład w zeszłym roku pisałam Wam o tym jak wygląda moja letnia pielęgnacja – o tutaj, natomiast w lipcu tego roku pisałam Wam o moich tegorocznych kosmetycznych sprzymierzeńcach - tutaj. Kolejna z moich złotych zasad to – nie eksperymentować. Lubię testować nowe kosmetyki, ale do każdego produktu podchodzę z dużą ostrożnością i dziesięć razy sprawdzę jego opinie zanim zdecyduję się na zakup. Poniżej znajdziecie kosmetyki, które aktualnie stosuję, a które spełniły wszystkie moje kryteria i wiem, że Was również zadowolą :). 

PHOTO DIARY


Tegoroczny wrzesień rozpieszczał nas pogodową aurą do granic możliwości. Aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze wczoraj pędziłam wieczorem do paczkomatu w dżinsowych szortach. Nie da się jednak ukryć, że coś się zmieniło. Kiedy w ostatnią sobotę września pojechałam na budowę zerwać trochę warzyw na zupę, moim oczom ukazał się niby ten sam a jednak jakiś inny krajobraz. Trawa w ogrodzie przybrała cieplejszy odcień zieleni, miedziana dachówka mieni się w jesiennym słońcu jakoś bardziej pomarańczowo, a przekwitające słoneczniki dobitnie przypominają, że pora wysprzątać ogród na zimę. Napawając się tym widokiem, pomyślałam sobie, że jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to przyszłą jesień spędzimy już w NASZYM DOMU. Ta myśl tchnie jakieś nowe pokłady optymizmu, które od kilku dni buzują we mnie jakbym wypiła litr kawy. A może to po prostu ta pora roku tak na mnie działa? No przecież! Jako naczelna jesieniara, aż piszczę cała w środku z radości. 

 

Zanim jednak w pełni udekoruję mieszkanie w jesiennym stylu, sięgnę po pierwsze w tym sezonie dyniowe latte i wskoczę w kraciastą marynarkę, albo po prostu zakopie się pod kocem w otoczeniu miliona świeczek i nowego sezonu Virgin River (z którym nawiasem mówiąc czekam na prawdziwą jesienną aurę), zapraszam Was na wrześniowe podsumowanie miesiąca. 

 

. . . .

 

This year's September spoiled us with amazing weather. It's hard for me to believe that just yesterday evening I was rushing to the parcel locker in denim shorts. However, it cannot be denied that something has changed. When, on the last Saturday of September, I went to the construction site to pick some vegetables for soup, I saw what seemed to be the same, yet different landscape. The grass in the garden has taken on a warmer shade of green, the copper roof tiles shimmer a bit more orange in the autumn sun, and the fading sunflowers clearly remind me that it's time to clean up the garden for the winter. While enjoying this view, I thought that if everything goes according to plan, we will spend next autumn in OUR HOUSE. This thought breathes new layers of optimism, which have been bubbling inside me for several days as if I had drunk a litre of coffee. Or maybe it's just this time of year that has this effect on me? Well, of course! As the editor-in-chief of autumn, I'm screaming with joy inside.

 

However, before I fully decorate the apartment in autumn style, I will reach for the first pumpkin latte this season and put on a plaid jacket, or simply bury myself under a blanket surrounded by a million candles and the new season of Virgin River (which, by the way, I am waiting for the real autumn aura ), I invite you to the September photo diary.

Instagram

FOLLOW @OFSIMPLETHINGS ON INSTAGRAM
© 2019 OF SIMPLE THINGS | All rights reserved. Contact