LETNIA PIELĘGNACJA: MOJE NAJLEPSZE ODKRYCIA KOSMETYCZNE OSTATNICH MIESIĘCY
Każda pora roku jest na swój sposób wymagająca i stwarza trudne warunki dla naszej skóry. Lato zaraz obok zimy jest chyba pionierem w tej dziedzinie i to bynajmniej nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Suche powietrze, oraz nadmiar słońca, to czynniki, które na dłuższą metę mają ogromny wpływ na kondycję naszej cery. Kiedy byłam młodsza, nie przywiązywałam specjalnej wagi do pielęgnacji a już na pewno nie dostosowywałam jej do danej pory roku. Z biegiem lat, pojawieniem się pierwszych zmarszczek na twarzy i pewnego rodzaju wewnętrzną dojrzałością, zmieniło się również i moje podejście. Poranna, czy wieczorna pielęgnacja nie jest już przykrym obowiązkiem a raczej chwilą przyjemności, podczas której staram się dostarczyć mojej skórze wszystko co najlepsze. Regularność weszła mi tak bardzo w krew, że w rezultacie moja cera nigdy nie wyglądała lepiej.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy przetestowałam kilka nowości od nowych dla mnie marek kosmetycznych, ale i również wróciłam do tych starych, dobrze mi znanych, na których nigdy się nie zawiodłam. Poniżej przygotowałam dla Was pełne zestawienie produktów kosmetycznych, które obecnie stosuję, i które z powodzeniem przeszły moją coraz to surowszą selekcję. W końcu każda z nas chce wyglądać pięknie bez konieczności ukrywania twarzy pod ciężkimi warstwami makijażu, szczególnie w sezonie letnim.
* Dzisiejszy wpis jest moim subiektywnym spisem w oparciu o moje własne doświadczenia oraz wcześniejsze przetestowanie zawartych w nim kosmetyków. Wpis nie zawiera treści sponsorowanych, a kody promocyjne w nim umieszczone zostały udostępnione na moją wyraźną prośbę.
1. Filtry, filtry i jeszcze raz filtry – ochronne rzecz jasna.
Filtr ochronny stanowi podstawowy i najważniejszy kosmetyk w mojej letniej pielęgnacji, aczkolwiek staram się dostarczać je skórze twarzy w szczególności przez cały rok. Nadmiar słońca bardzo wysusza naszą skórę, która bez odpowiednich filtrów daleka będzie od soczystej opalenizny. Warto jednak pamiętać, że filtry chronią naszą skórę nie tylko przed ewentualnymi poparzeniami na skutek nadmiernej ekspozycji na słońce, ale również przed promieniowaniem UVA, które odpowiada za fotostarzenie, czy przebarwienia skóry. Co istotne, promieniowanie UVA występuje przez cały rok, dlatego warto rozważyć wprowadzenie filtrów ochronnych do stałej pielęgnacji.
W tym roku zdecydowałam się na Ochronny Balsam Przeciwstarzeniowy SPF30 od Phenomé. Polowałam na ten produkt już rok temu, ale bardzo szybko się wyprzedał, dlatego zdecydowałam się na ten od Salt & Stone (wspominałam o nim w tym wpisie – link). Tym razem udało mi się go upolować i to w tym dużym słoiku, więc idealnie służy całej rodzinie. Jest to produkt wodoodporny, który zawiera naturalne filtry mineralne w postaci dwutlenku tytanu i tlenku cynku, które nie wnikają w skórę tylko tworzą na niej barierę ochronną. Preparat zabezpiecza skórę przed szerokim spektrum promieniowania UV, zarówno UVA jak i UVB. Dodatkowo balsam został wzbogacony organicznymi masłami i olejami. Masło shea nawilża i koi skórę, a oleje jojoba oraz macadamia zmiękczają ją i działają antyoksydacyjnie oraz zabezpieczają ją przed działaniem wolnych rodników, które przyczyniają się do starzenia się skóry. Ponadto produkt jest zdrowy i całkowicie bezpieczny również dla małych dzieci.
2. Niezawodny duet na dzień.
Markę Creamy Cosmetics nie muszę już chyba nikomu przedstawiać. Wspominałam o niej na blogu tyle razy, że chyba już zdążyłyście ją zapamiętać. Jeżeli nie miałyście jej okazji przetestować, to gorąco polecam to nadrobić (z góry przepraszam, za tą bezpośredniość, ale ich kosmetyki są naprawdę genialne). O nawilżająco – tonizującej esencji ryżowej Hydro Rice wspominałam już w majowym wpisie, ale nadal podtrzymuję swój zachwyt. Hydro Rice to produkt intensywnie oraz głęboko nawilżający, który zwiększa gładkość i miękkość skóry. Ja stosuję go jak typowy hydrolat, którym można spryskać twarz, albo bezpośrednio wklepać. W maju pisałam Wam, że nakładam go za pomocą płatka kosmetycznego, ale później zmieniłam technikę. Na dzień dzisiejszy spryskuję esencję na dłoń a następnie rozsmarowuję po twarzy i wklepuję. Dzięki temu wiem, że nie marnuję ani kropelki tego cennego kosmetyku. Nakładam go codziennie rano na oczyszczoną skórę i czekam aż się wchłonie. Twarz jest przyjemna w dotyku, nie pozostawia efektu ściągania za to daje uczucie świeżości. Z informacji zawartych na stronie wynika, że produkt ten jest idealny jako baza pielęgnacji. Jest doskonałym zamiennikiem toniku, hydrolatu oraz produktu głęboko nawilżającego. Polecany do pielęgnacji w szczególności suchej i odwodnionej skóry. Może być także stosowany w przypadku skóry tłustej.
Na tak przygotowaną skórę twarzy nakładam najlepszy krem na dzień, który stosuję już od powrotu do Polski – My Fusion Creamy Cosmetics. Jak podkreśla producent, jest to lekki krem nawilżający, który energetyzuje i rozświetla cerę. Regeneruje i dogłębnie odżywia. Podkreśla naturalne piękno skóry i przywraca jej równowagę. Doskonale uzupełnia pielęgnację opartą na olejach roślinnych. Idealny pod podkład. Krem polecany jest do codziennej pielęgnacji skóry normalnej, mieszanej i problematycznej, szarej i zmęczonej. Z mojego kilkumiesięcznego doświadczenia z tym produktem, mogę powiedzieć, że w moim przypadku wszystkie wyżej opisane efekty są prawdziwe. Po przyjeździe do Polski moja cera była bardzo zaczerwieniona i wysuszona. Woda w Anglii ma ogromne stężenie kamienia co przez cały czas dawało się zauważyć w jej wyglądzie. Zmiana wody na tą w Polsce, kosmetyki, które obecnie stosuję przyczyniły się do jej poprawy tak bardzo, że coraz częściej wychodzę bez pełnego makijażu. Poza tym krem jest bardzo wydajny. Od końca kwietnia używam dopiero drugi słoiczek, który do dnia dzisiejszego wykorzystałam mniej więcej w połowie. Oprócz tego krem posiada duże walory wizualne, więc ładnie się prezentuje na półce łazienkowej. Dodatkowo słoiczek wykonany jest ze szkła, dzięki czemu można go wykorzystać ponownie, lub zwrócić do sklepu.
Dzięki uprzejmości marki, udało mi się uzyskać dla Was kod zniżkowy makesithaiti, który daje 15% rabatu do wykorzystania bezpośrednio w sklepie www.creamy.pl Kod jest ważny do końca września i nie łączy się z obowiązującymi promocjami, zestawami i kuracjami oraz wyzwaniem automasażu.
3. Poranne i wieczorne oczyszczanie.
Każda skuteczna pielęgnacja twarzy zaczyna się od jej dogłębnego oczyszczania. Po tym jak wykończyłam żel oczyszczający, o którym pisałam Wam w maju, postanowiłam wypróbować coś nowego. Mój wybór padł na produkty KiréSkin, o których nasłuchałam się sporo dobrego. Postawiłam na dwuetapowe oczyszczanie: najpierw stosuję Żel Oczyszczający Fermentowana Woda Ryżowa & Kwiat Lotosu, który nakładam na zwilżoną twarz i rozprowadzam po całej twarzy dokładnie wmasowując produkt, po czym spłukuję ciepłą wodą. Następnie bez osuszania twarzy nakładam Olejek Oczyszczający Zielona Herbata & Meadowfoam, który również rozprowadzam po całej twarzy chwilę go wmasowując, po czym spłukuję ciepłą wodą i delikatnie osuszam ręcznikiem. Pamiętam moje wrażenie tuż po pierwszym zastosowaniu. Nie mogłam się nadziwić jak miękka i nawilżona jest moja cera. Efekt można spokojnie porównać do tego po nałożeniu oliwki na twarz. Przy żadnym innym kosmetyku, nie miałam uczucia, że krem do twarzy nie jest mi już potrzebny. Zawsze czegoś jej brakowało, ale nie tym razem. To najlepszy zestaw oczyszczający, który zadowoli nawet najbardziej wymagające klientki. Produkty te spokojnie mogą być również stosowane pojedynczo. Dodatkowo produkty nie są testowane na zwierzętach, a stosunek jakości do ceny jest bardzo adekwatny.
Gdybyście były zainteresowane zakupami w sklepie KiréSkin, to dodatkowo mam dla Was kod zniżkowy 10% na hasło MAKESITSIMPLE10 do wykorzystania na cały asortyment dostępny na stronie. Kod ważny jest do końca roku!
4. Maska do twarzy kluczem do sukcesu.
Chyba nikomu nie muszę mówić jak istotne dla naszej skóry jest regularne stosowanie masek i peelingów. Każdego dnia nasza skóra narażona jest na niekorzystny wpływ wszelkich zanieczyszczeń. Aby ją dogłębnie oczyścić możemy wykorzystać do tego specjalistyczne zabiegi w gabinetach kosmetycznych, albo zrobić sobie domowe SPA. Osobiście uwielbiam to drugie, dlatego po długim rozpoznaniu wybrałam dla Was chyba moje najlepsze odkrycie ostatnich miesięcy, jeżeli chodzi o maski typowo oczyszczające, a właściwie złuszczające. Summer Fridays Overtime Mask to produkt, który naprawdę spisuje się na medal. Bogaty w witaminy A K i C, którego głównymi składnikami są: dynia która złuszcza i nawilża zapewniając zniewalający blask, złuszczający puder morelowy, który wygładza martwe naskórki oraz białka owsa i przeciwutleniacze odpowiedzialne są za zwalczanie wolnych rodników. Dodatkowo produkt zawiera 90% składników pochodzenia naturalnego oraz jest przyjazny weganom, bez składników pochodzenia zwierzęcego. Po dłuższym już czasie stosowania mogę powiedzieć, że maska dobrze się rozprowadza, pięknie pachnie a przy wcieraniu w twarz działa jak brzytwa. Skóra jest idealnie gładka, dogłębnie oczyszczona i promienna. Oprócz tej maski, nadal polecam Wam peeling od Phenomé, o którym wspominałam w tym wpisie - link oraz maskę tej samej marki – link.
5. Nocna regeneracja.
Noc to czas, w którym nasza skóra ma czas, aby odpocząć po całym dniu i porządnie się zregenerować. Dlatego tak ważne było dla mnie odpowiednie dostosowanie kremu. Ostatnio zdecydowałam się wypróbować Krem do Twarzy na Noc z Ochroną Lipidową “Second Skin” Repair by Night od Veoli Botanica i to był strzał w dziesiątkę. Krem ma bardzo gęstą konsystencją, którą właściwie można porównać do masła. Po nałożeniu na skórę twarzy bardzo łatwo się rozprowadza. Po porannym przebudzeniu skóra jest bardzo miękka, odżywiona i promienna. Jak zapewnia producent Bogata formuła z aktywnymi ekstraktami i olejami naturalnymi, intensywnie regeneruje, odżywia i pielęgnuje skórę odwodnioną, wrażliwą, naczyniową. Silnie nawilża i wspomaga naturalne procesy odnowy naskórka. Łagodzi i koi podrażnienia. Przeciwdziała skutkom niekorzystnego wpływu środowiska. Wzmacnia ochronę przed wolnymi rodnikami i stresem oksydacyjnym. Polecany do wszystkich typów skóry, w tym wrażliwej i skłonnej do podrażnień. Dodatkowo 97,78 surowców wykonanych do produkcji tego kremu jest pochodzenia naturalnego w oparciu o polskie składniki, jest wegański a opakowanie jest ekologiczne wykonane ze szkła.
6. W trosce o skórę pod oczami.
Stosowanie kremu pod oczy jest równie istotne co picie wody. Skóra w tej okolicy jest wyjątkowo delikatna, dlatego wymaga specjalnej troski. Obecnie stosuję przeciwstarzeniowy Krem Pod Oczy z Efektem Rozświetlenia – Polemika. Bardzo dobrze nawilża skórę i rzeczywiście pięknie ją rozświetla. Efekt można porównać do tego po zastosowaniu odrobiny rozświetlacza. Dodatkowo minimalizuje drobne zmarszczki i rozpromienia okolice oczu. Produktu można używać również jako rozświetlacz właśnie, aplikując go na dowolne miejsce na skórze (np. kości policzkowe, łuk kupidyna), uzyskując efekt subtelnego ‘glow’. Jak zapewnia producent, krem zawiera ekstrakt z Akmelii, Dermochlorella i Kofeina skutecznie walczą z uporczywymi sińcami i workami pod oczami, kurzymi łapkami oraz zmarszczkami. Jest on również bogaty w herbatę Matcha, która ma działanie antyoksydacyjne, kwas hialuronowy w dwóch rodzajach cząsteczek, Trehalozę, kofeinę naturalną czy masło kakaowe. Oprócz właściwości kosmetycznych, produkt ma również bardzo fajny aplikator z pompką. Osobiście używam pół pompki co w zupełności wystarcza. Produkt jest naprawdę wydajny i dobrze się rozprowadza.
7. Odświeżająca moc eukaliptusa.
Od kiedy pamiętam stosowałam najzwyklejsze drogeryjne dezodoranty. Był to jeden z tych kosmetyków, nad którym nigdy się nie zastanawiałam – po prostu szłam do drogerii i kupowałam, bo w końcu jest mi potrzebny do codziennego funkcjonowania. Jak ze wszystkim, przychodzi czas, kiedy zdajemy sobie sprawę, że niektóre produkty, czy to żywność, czy kosmetyki właśnie mają bardzo negatywny wpływ na nas, nasze samopoczucie, a nawet zdrowie. Tak było w przypadku dezodorantów właśnie. Zupełnie przypadkiem trafiłam na artykuł, który mówił o ich składzie, a który lekko mówiąc mnie przeraził. Zdecydowałam się, więc znaleźć jego naturalny zamiennik, który będzie bezpieczne, ale i przy tym robił robotę. Mój wybór padł na Naturalny Dezodorant w Sztyfcie Vinofresh od Caudalie. Jego unikalna formuła, składająca się w 98% ze składników pochodzenia naturalnego, jest skuteczna przez 24 godziny i nie zawiera soli glinu, alkoholu, silikonów i wodorowęglanu sodu. Sztyft jest łatwy w użyciu, nie pozostawia śladów (przynajmniej nic takiego nie zauważyłam) i nie blokuje porów skóry. Głównym składnikiem formuły jest woda winogronowa bio o działaniu nawilżającym, łagodzącym i prebiotycznym, która przyczynia się do rozwoju zdrowszej flory bakteryjnej pod pacham, natomiast eukaliptus bio daje świeży i przyjemny zapach.
8. O zapachu lata i kosmetyku, bez którego nie ruszam się z domu.
Wspominałam Wam już jakiś czas temu, że flakon moich ulubionych perfumów, właśnie się kończy. Całe szczęście, że mój mąż wsłuchał się w moje życzenia i wracając ostatnio z delegacji przywiózł mi nowy flakon i to w odrobinę intensywniejszej wersji. Uwielbiam zapach kultowego Chanel N°5. Stosuję go już od kilku lat i stał się on dla mnie pewnego rodzaju synonimem lata. Tym razem jest to jednak wersja Première a konkretnie Chanel N°5 Eau Première. Jeżeli nie znacie jeszcze tego zapachu, to powiem tylko, że jest piękny, świeży i bardzo letni. W jego skład wchodzi między innymi: zmysłowy zapach ylang-ylang z Komorów, który jednoczy się z harmonijnymi nutami róży majowej i jaśminu. Aldehydy nadają kompozycji wyjątkowy charakter, a aksamitna nuta wanilii i nuty piżmowe tworzą niezwykle kobiecą aurę. Uzupełnieniem mojego codziennego wyglądu, oprócz tego wyjątkowego zapachu jest puder brązująco – rozświetlający Chanel Les Beiges.
Lato to fantastyczna pora roku, podczas której najbardziej odczuwamy chęć korzystania z każdego dnia ile się da. Cieszę się, że dzięki kilku drobnym zmianom w pielęgnacji, udało mi się wypracować rytuał, który pozwala mi nie marnować zbędnie czasu a przy tym czuć się komfortowo we własnej skórze. Zdaję sobie jednak sprawę, że przy zbliżającej się jesieni, będę musiała udoskonalić odrobinę stare dobre nawyki, aby mimo wszystko zregenerować ciało po upalnym leci i przygotować na nadchodzącą zimę. Póki co nie zamierzam sobie jednak zaprzątać tym głowy. Jeszcze przyjdzie na to czas…
Ściskam!
M.
Chanel N°5 nie wychodzi i raczej nie wyjdzie z mody. To klasyka. To zapach prawdziwej Damy.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Niektóre elementy są nieśmiertelne w swoim byciu modnym i klasycznym.
UsuńPozdrawiam ciepło :)
Kurze łapki to najpiękniejsze zmarszczki, bo powstają na skutek uśmiechu, śmiechu a zwłaszcza szalonego, nie udawanego śmiechu. Kurze łapki mają tylko ludzie pogodni, radośni i szczęśliwi. Dlatego chciałabym, żeby otaczali mnie wyłącznie ludzie z kurzymi łapkami:))) Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się czytając Twój komentarz :)) Szalony śmiech to moje drugie imie! Z wiekiem nauczyłam się go kontrolować, ale kiedy byłam młodsza zdarzały mi się niekontrolowane ataki śmiechu (szczególnie oglądając "Kevin sam w domu") :D
UsuńUściski! :)
Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa! :)
Usuń