MY CURRENT HAIRCARE: HOW I STYLE IT WITH THE FRINGE
The last post about my hair care appeared here some time ago, and since quite a lot has changed in this topic, I figured it is time to refresh it. In my June article, I focused on the problem of hair loss, which has increased significantly after pregnancy. Many months have passed since then, but I have been using the same cosmetics throughout this period. Fortunately, my hair has stopped falling out, my head is full of "maturing" hairs, or so-called "baby hair" (which I admit, at the beginning they were terribly annoying) and in addition they got stronger. While it is a huge relief for me to improve the condition of my hair, a few things have changed. First, and perhaps most obvious at first glance, I've been wearing a fringe for several weeks now. I had been carrying it on for a long time, but I was afraid of the end result. Although I'm still not fully used to it, I've learned to style it well and even cut it myself! In addition, a few cosmetics in my daily care have changed. So in today's post you will find everything about my hair care, how I style it and what cosmetics I use.
. . . .
Ostatni wpis o pielęgnacji włosów pojawił się tutaj już jakiś czas temu, a ponieważ całkiem sporo się w tym temacie zmieniło, doszłam do wniosku, że pora go odświeżyć. W czerwcowym artykule, skupiłam się na problemie wypadania włosów, który po ciąży znacząco się nasilił. Od tamtej pory minęło już wiele miesięcy, ale praktycznie przez cały ten okres stosowałam te same kosmetyki. Na szczęście włosy przestały mi już wypadać, głowa jest pełna „dojrzewających” włosków, czyli tak zwanych „baby hair”, (które nie ukrywam, na początku były strasznie denerwujące) a w dodatku bardzo się wzmocniły. Chociaż poprawa kondycji moich włosów to dla mnie samej ogromna ulga, zmieniło się kilka rzeczy. Po pierwsze i chyba najbardziej oczywiste na pierwszy rzut oka jest to, że od kilku tygodni noszę grzywkę. Z jej zamiarem nosiłam się już od naprawdę dawna, ale bałam się efektu końcowego. Chociaż nadal w pełni się do niej nie przyzwyczaiłam, to nauczyłam się ją dobrze układać a nawet podcinać! Oprócz tego zmieniło się kilka kosmetyków w mojej codziennej pielęgnacji. W dzisiejszym wpisie znajdziecie zatem wszystko na temat mojej pielęgnacji włosów, tego jak je układam oraz jakie kosmetyki stosuję.
1. The perfect shampoo is one that is natural.
When I was younger and didn’t really pay attention to the knowledge of cleansing cosmetics (including shampoos), I used all kinds of products available in the supermarket or drugstore, regardless of their ingredients. What can I say in my defence - youth has its own rules. However, I must honestly admit that when I squeezed the last pump of shampoo from Insight, about which I wrote in this post - link, while shopping I reached for the first better shampoo, so-called "for survival" until I had some new cleansing specificity. Only now, as a conscious consumer, I have found out what the difference is in these products. After just a few washes (two or three), my scalp started to itch, which, as you can guess, is not the case with the use of natural shampoos (and it was not an allergic reaction, because I had never had these with cosmetics). Without thinking too long, I did a little research on the Internet and found Hinoki shampoo from Le Labo, which convinced me after an initial reconnaissance. It is currently undergoing a test phase, but after a few washes I am very happy with it. Hair is soft, fluffy and well moisturized. As for the product itself, its formula is based on plant ingredients: it contains macadamia (which has a rebuilding task), rosemary leaf (stimulating) and rice extract (strengthening). Additionally, this product does not contain parabens, phthalates or artificial colours. However, I would not be myself if I wouldn’t devote a few words to the fragrance that is insane! Hinoki shampoo was inspired by the Buddhist temples of the Kōya mountain complex in Japan with their mystical, warm, mesmerizing scent of hinoki wood obtained in the surrounding forests.
1. Idealny szampon to taki, który jest naturalny.
Kiedy byłam młodsza a wiedza w temacie kosmetyków myjących (w tym szamponów) była mi obojętna, stosowałam wszelakie produkty dostępne w supermarkecie, czy drogerii nie zważając na ich skład. Cóż mogę powiedzieć na swoją obronę – młodość rządzi się swoimi prawami. Przyznam się jednak szczerze, że kiedy wycisnęłam ostatnią pompkę szamponu od Insight, o którym pisałam w tym wpisie – link, podczas spożywczych zakupów sięgnęłam po pierwszy lepszy szampon tak zwany „na przetrwanie” do momentu aż nie dojdzie do mnie jakiś nowy specyfik myjący. Dopiero teraz już jako świadoma konsumentka na własnej skórze przekonałam się jaka jest różnica w tych produktach. Po raptem kilku myciach (dwóch może trzech) zaczęła mnie swędzieć skóra głowy, co jak się domyślacie nie ma miejsca przy stosowaniu naturalnych szamponów (i nie była to bynajmniej reakcja alergiczna, bo te na kosmetyki mi się jeszcze nigdy nie zdarzyły). Nie zastanawiając się zbyt długo, poszukałam trochę w Internecie i znalazłam szampon Hinoki od Le Labo, który po wstępnym rekonesansie mnie przekonał. Obecnie jest on poddawany fazie testowej, ale po kilku myciach jestem z niego bardzo zadowolona. Włosy są miękkie, puszyste i dobrze nawilżone. Jeżeli chodzi o sam produkt, jego formuła powstała na bazie składników roślinnych: zawiera makadamię (która ma zadanie odbudowujące), liść rozmarynu (stymulujący) i ekstrakt z ryżu (wzmacniający). Dodatkowo produkt ten nie zawiera parabenów, ftalanów ani sztucznych barwników. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie poświęciła również kilku słów na kwestie zapachowe, które są obłędne! Inspiracją dla szamponu Hinoki były buddyjskie świątynie kompleksu górskiego Kōya w Japonii z ich mistycznym, ciepłym, hipnotyzującym zapachem drewna hinoki, pozyskiwanego w okolicznych lasach.
2. Hair conditioner, masks and oils - but only those that actually work.
I like it best when my hair is not only soft to the touch, but also shiny. When I gave up this attempt to lighten my hair to an almost platinum blonde, you can only imagine the degree of its subsequent damage. The hair was dry, brittle and had lost its shine. Since then, I have successfully focused on the process of nourishing them. During this time, I have used a lot of products, but the natural ones turned out to be the best (which shouldn't surprise anyone). Apart from the Insight products, which I wrote about in this post - link. One of the better conditioners, or rather hair masks, is H'Suan Wen Hua by Lush, which I used to use and I am just going to use it again, although I read a few days ago that the company changed the formula of this mask, which despite the fact that it is still praised for product which works - its smell has become unbearable (if I try this product myself in the new formula, I will definitely let you know). Recently, however, I decided to try Rahua Voluminous Conditioner, which I had been thinking about for a long time, but its price held me back a bit. However, I am very pleased with it.
This product is 100% natural and its task is to protect the hair, but also to give it volume and bounce (my hair is very heavy and it is difficult for me to give it volume, that's why I decided on this particular product). The creamy yet light texture of the product, which also acts as a styling preparation, gives shape without weighing down the hair. The essential oils contained in lavender and eucalyptus leaf extracts provide soothing aromatherapy, while Ungurahua oil strengthens the hair. The antioxidants in organic rosemary are anti-inflammatory, protecting against free radicals and leaving the hair with a fresh pine scent. In turn, green tea and lemongrass extracts moisturize and soothe the damage caused by harmful UV radiation. The product is easy to spread and the hair after washing with the conditioner is silky smooth. After drying, they have a much greater volume, are fluffy and style better, and they are nice and soft to the touch.
2. Odżywka do włosów, maski oraz oleje – ale tylko takie, które faktycznie działają.
Najbardziej lubię, kiedy moje włosy są nie tylko miękkie w dotyku, ale i lśniące. Kiedy poddałam się próbie rozjaśnienia włosów do prawie platynowych blondów, możecie sobie tylko wyobrazić stopień ich późniejszego zniszczenia. Włosy były suche, łamliwe i utraciły dawny blask. Od tamtej pory skutecznie skupiłam się na procesie ich odżywiania. Przez ten czas stosowałam naprawdę wiele produktów, ale to te naturalne okazały się być najlepsze (co właściwie nie powinno budzić niczyjego zdziwienia). Poza produktami Insight, o których pisałam zresztą w tym wpisie – link. Jedną z lepszych odżywek a właściwie masek do włosów jest H'Suan Wen Hua od Lush, którą kiedyś stosowałam i właśnie zamierzam znowu po nią sięgnąć, chociaż czytałam kilka dni temu, że firma zmieniła formułę tej maski przez co mimo iż nadal jest wychwalana jaka produkt, który działa – jej zapach stał się nieznośny (jak sama wypróbuję ten produkt w nowej formule to na pewno dam Wam znać). W ostatnim czasie zdecydowałam się jednak wypróbować odżywkę Rahua Voluminous Conditioner, do której przymierzałam się już od dawna, ale jej cena trochę mnie powstrzymywała. Jestem z niej jednak naprawdę bardzo zadowolona. Produkt ten jest w 100% naturalny i ma za zadanie chronić włosy, ale i jednocześnie nadawać im objętości i sprężystości (moje włosy są bardzo ciężkie i trudno mi nadać im objętości, dlatego właśnie zdecydowałam się na ten konkretny produkt). Kremowa, ale jednocześnie lekka konsystencja produktu działającego również, jako preparat do stylizacji, nadaje kształt nie obciążając włosów. Olejki eteryczne zawarte w wyciągach z lawendy i z liści eukaliptusa zapewniają kojącą aromaterapię, podczas gdy olej Ungurahua działa wzmacniająco na włosy. Przeciwutleniacze znajdujące się w organicznym rozmarynie działają przeciwzapalnie, chroniąc przed działaniem wolnych rodników i pozostawiając na włosach świeży, sosnowy zapach. Z kolei ekstrakty z zielonej herbaty i trawy cytrynowej nawilżają oraz łagodzą szkody spowodowane przez szkodliwe promieniowanie UV. Produkt bardzo łatwo się rozprowadza a włosy po zmyciu odżywki są jedwabiście gładkie. Po ich wysuszeniu mają zdecydowanie większą objętość, są puszyste i lepiej się układają a do tego są miłe i miękkie w dotyku.
Philip Kingsley Pomegranate & Cassis Elasticizer is a hair mask I've been using occasionally for some time. It is a product that is applied before washing, but you might as well apply it overnight for better results. It moisturizes well, the hair feels nice to the touch. Its task is to deeply moisturize. The composition of this mask includes, among others, castor oil and olive oil. Its fragrance combines notes of pomegranate and sweet black currant with fruity orange, patchouli, aromatic ginger and nutmeg. In addition, the mask is paraben-free, cruelty-free and vegan.
Philip Kingsley Pomegranate & Cassis Elasticizer to maskę do włosów, którą stosuję okazjonalnie od jakiegoś czasu. Jest to produkt, który nakłada się przed myciem, ale równie dobrze można nałożyć go na całą noc, dla lepszych rezultatów. Dobrze nawilża, włosy są po niej miłe w dotyku. Jej zadaniem jest dogłębne nawilżenie. W składzie tej maski znajduje się między innymi olej rycynowy oraz oliwa z oliwek. Jej zapach łączy w sobie nuty granatu i słodkiej czarnej porzeczki z owocową pomarańczą, paczulą, aromatycznym imbirem i gałką muszkatołową. Oprócz tego maska nie zawiera parabenów, nie jest testowana na zwierzętach i jest wegańska.
Another product that I have been using for almost a year is Gisou honey hair oil, which I also wrote about in my last hair care post. This oil is my "must have", which I use in many different ways, yet it does not weigh down my hair or leave it greasy. During the week, I rub the content of the entire pipette into my hair, distributing it thoroughly, and then I give two more drops to dry and styled hair, which I rub in more or less from the middle to the end of the hair to give it an even healthier and shinier look. When I indulge in the pleasure of a home SPA, I use this oil as an addition to the mask, which I will tell you about in a moment, but from what I read on the website, the oil itself can also be used as a mask that we put for whole night.
Kolejnym produktem, który niezmiennie stosuję od prawie roku jest miodowy olejek do włosów Gisou, o którym również pisałam Wam w ostatnim pielęgnacyjnym wpisie. Ten olejek to mój „must have”, który stosuję na wiele różnych sposobów a mimo tego nie obciąża on włosów ani nie daje efektu przetłuszczenia. W tygodniu wcieram zawartość całej pipetki we włosy dokładnie rozprowadzając a następnie na suche oraz wystylizowane włosy daję jeszcze dwie krople, które wcieram mniej więcej od połowy do końca włosów, aby nadać im jeszcze bardziej zdrowy i lśniący wygląd. Kiedy natomiast oddaje się przyjemności domowego SPA, stosuję ten olejek jako dodatek do maski o czym za chwilę Wam opowiem, ale z tego co wyczytałam na stronie sam olejek może być również stosowany jako maska, którą nakładamy na całą noc.
3. The power of nature, i.e. a few home remedies that improve the condition of hair.
Probably everyone knows that natural products that are often found in our home can be more effective than the best cosmetics. In my case, the following worked best: coconut oil, which I scrupulously rubbed into the scalp and hair, leaving it for a few hours so that it had time to work miracles - the only drawback is its subsequent washing, but this is probably a minus of every oil, although in the case of castor oil, I use stiff egg white (I haven't tried this option in coconut oil yet, so I can't comment on that) Another golden mean is castor oil, on the basis of which I prepare a homemade mask, which I also mentioned to you in June, but this time I have change its recipe a little bit, which is as follows:
(proportions are adjusted to long hair - in case
of short I would advise cut it half)
about 1/4 of castor oil (I use ecological cold-pressed Puka 250ml)
the juice of half a lemon
2-3 pipettes of Gisou Oil
spoon of honey
2 yolks (I save the egg whites for later)
To prepare the mask, I mix all the ingredients until a homogeneous consistency is obtained. I apply it thoroughly over the entire head and along the length of the hair. Then I wrap the towel and go to sleep :). I rinse off the mask the next morning. Let me touch on the subject of the mask ingredients themselves. Castor oil has very rich properties that are good for your hair. It works phenomenally against their loss due to the content of fatty acids, vitamin E, proteins and many minerals. It nourishes the hair follicles and moisturizes the hair. In combination with other ingredients, it creates a vitamin bomb. However, I have read many times about the concerns caused by the lemon juice contained in this mask, which is considered as drying product. It is worth noting, however, that first - the proportion of lemon to the rest is relatively small, which makes it impossible for the mask to have the opposite effect, and secondly - lemon as a hair remedy has been present in natural cosmetology for centuries due to its acidifying properties. It allows you to close the hair cuticles, which gives it smoothness and a healthy shine. In addition, lemon juice is rich in vitamins C and B as well as valuable minerals such as iron, zinc, potassium, magnesium and calcium, which nourish and strengthen the hair, but also help fight dandruff. Have I managed to clear all your doubts about the lemon in this mask? The other ingredients are equally precious. Nevertheless, since castor oil is very thick and is really nasty to wash it off, it is imperative to apply egg white foam before washing. After the night, the hair with the above-mentioned mask will be hard, but as soon as we apply the egg white foam, the oil will start to melt, which will make it easy to wash off. After all, I always wash my head after this mask at least twice to make sure that no traces of oil are left anywhere.
The last specificity that I would like to mention to you once again are herbal rinses. When my hair fell drastically after pregnancy, every week after applying the castor oil mask, I rinsed my hair with chamomile infusion. It is a really great way to improve the condition of your hair, especially recommended for people struggling with hair loss, but not only. Now, in turn, I am starting to try an apple cider vinegar rinse that I recently read about, which is supposed to make my hair smooth and shiny. The proportions in this rinse are as follows: add half a tablespoon of apple cider vinegar to a glass of lukewarm water. The mixture should be used for the final hair rinse.
3. Moc natury, czyli kilka domowych specyfików, które poprawiają kondycję włosów.
O tym, że naturalne produkty, które często znajdują się w naszym domu potrafią być bardziej skuteczne od najlepszych kosmetyków – wie już chyba każdy. W moim przypadku najlepiej sprawdziły się: olej kokosowy, który skrupulatnie wcierałam w skórę głowy oraz we włosy zostawiając na kilka godzin, aby miał czas zdziałać cuda - jedynym mankamentem jest późniejsze jego zmycie, ale to minus chyba każdego oleju, chociaż w przypadku rycynowego, stosuje białka ubite na sztywno (nie próbowałam jeszcze tej opcji w przypadku oleju kokosowego, dlatego nie mogę się wypowiedzieć). Kolejny złoty środek to olej rycynowy, na bazie którego przygotowuję domowej roboty maskę, o której również wspominałam Wam w czerwcu, ale tym razem udoskonaliłam odrobinę jej recepturę, która brzmi następująco:
(proporcje dostosowane są do długich włosów – w przypadku
krótkich proponuję zmniejszyć o połowę)
około ¼ oleju rycynowego (ja stosuję ekologiczny tłoczony na zimno firmy Puka 250ml)
sok z połowy cytryny
2-3 pipetki olejku Gisou
łyżkę miodu
2 żółtka (białka zostawiam na później)
Aby przygotować maskę, mieszam wszystkie składniki do uzyskania jednolitej konsystencji. Dokładnie nakładam na całą głowę, oraz wzdłuż włosów. Następnie owijam ręcznikiem i idę spać :). Maskę spłukuję następnego dnia rano. Pozwolę sobie jeszcze poruszyć temat samych składników maski. Olej rycynowy ma bardzo bogate właściwości, które dobrze wpływają na włosy. Fenomenalnie działa przeciw ich wypadaniu a to dzięki zawartości kwasów tłuszczowych, witaminy E, białek oraz wielu minerałów. Odżywia cebulki włosowe i nawilża włosy. W połączeniu z pozostałymi składnikami tworzy bombę witaminową. Wielokrotnie jednak czytałam o obawach spowodowanych zawartym w tej masce soku z cytryny, która uznawana jest za produkt wysuszający. Warto jednak zauważyć, że po pierwsze – proporcja cytryny do całej reszty jest stosunkowo mała przez co nie jest możliwe, aby maska przyniosła odwrotny skutek, a po drugie – cytryny jako środek na włosy występuje w naturalnej kosmetologii od wieków z uwagi na swoje właściwości zakwaszające. Pozwala ona domknąć łuski włosa, co nadaje mu gładkości oraz zdrowego połysku. Dodatkowo sok z cytryny jest bogaty w witaminy z grupy C i B a także cenne minerały jak żelazo, cynk, potas, magnez, czy wapń, które odżywiają i wzmacniają włosy, ale i również wspomaga walkę z łupieżem. Czy udało mi się już rozwiać wszelki wątpliwości dotyczące cytryny w tej maseczce? No ja myślę! Pozostałe składniki są równie drogocenne. Niemniej jednak z uwagi na to, że olej rycynowy jest bardzo gęsty i naprawdę paskudnie się go zmywa, konieczne jest zastosowanie piany z białek przed myciem. Po nocy włosy z wyżej wymienioną maską będą twarde, ale kiedy tylko nałożymy pianę z białek, olej zacznie się roztapiać przez co z łatwością go zmyjemy. Mimo wszystko po tej masce myję zawsze głowę co najmniej 2 razy, aby upewnić się, że nie zostaną nigdzie śladowe ilości oleju.
Ostatnim już specyfikiem, o którym chciałabym Wam raz jeszcze wspomnieć, są ziołowe płukanki. Kiedy po ciąży włosy drastycznie mi wypadały, każdego tygodnia po zastosowaniu maski z oleju rycynowego, płukałam włosy naparem z rumianku. Jest to naprawdę świetny sposób na poprawę kondycji włosów szczególnie zalecany osobom borykającym się z wypadaniem włosów, ale nie tylko. Z kolei teraz zaczynam próbować płukankę z octu jabłkowego, o której niedawno przeczytałam, która ma sprawiać, że włosy będą gładkie i błyszczące. Proporcje w tej płukance są następujące: do szklanki letniej wody dodajemy pół łyżki octu jabłkowego. Mieszankę należy zastosować do ostatniego płukania włosów.
4. Since the care is behind us - it's time to style your hair.
Whenever I showed pictures of a curl storm on a blog or Instagram, I was inundated with questions about how I do them, requests for videos, step-by-step tutorials and the like. I don't know if there will be as much interest in the subject of bangs, but since it plays a major role now, I have prepared a few tips that work great for me. However, let me start with a few words about the fringe itself. It took a long time to come to this change. On the one hand, this idea was born to me a long time ago, but on the other hand, I was not sure if it would suit me. I do not know if it is my own fear, or maybe attempts to discourage this change by two different hairdressers who explained it in this way that straight fringe is good for people with a high forehead, which I do not have and I quote "it would be a pity to hide it ". Because in the end, as a rule, I usually do my own thing anyway, after more than a year of time the fringe appeared. The first impression was that you had to listen to the hairdressers, but to be honest, today, especially when my hair looks quite well, I'm starting to convince myself of her. The last two months, however, have been a real adventure, a trial and error method to finally find a golden mean for its arrangement. The biggest obstacle is that my hair looks the way it wants - it remembers with precision that there is a part in the middle and it still sticks to this version. In addition, on the right side I have much stiffer hair that rises upwards, so when straightening it happens that it stands at attention: D. Still, it only took a few techniques and it is starting to look as it should.
The first and most important change that has happened to me is that after washing my head, I immediately start arranging the fringe (if I leave it for at least ten minutes, the fringe will dry out significantly and it will live its life). To do this, I need a comb (I use a tail comb), a round brush (I haven't even got a smaller version just for the fringe, so I use the large one, which I also use for all my hair), a hair dryer and a narrow straightener. With a tail comb, I separate the fringe from the rest of the hair, and then fasten it with a rubber band so that it doesn't bother me. Then I turn on the warm air dryer and dry the fringe all the time combing it from top to bottom along the entire width of the fringe to straighten it a little. When the fringe is in the right position, I change the comb into a round brush and brush it to the right and left to dry. Thanks to this, the fringe looks more natural and, as in my case, forgets about its original position. Then with a slightly heated straightener (as I mentioned above, I do not set it to too high temperature, otherwise the hair on the right side is at attention :)) I carefully straighten the entire fringe, slightly curling it inwards - thanks to this, the fringe do not look like a scythe only takes on a natural look. When the fringe is ready, depending on what my plans are, I leave my hair to dry by rubbing it with REF curly hair cream (my hair is naturally wavy and frizzy and this product gives it a softer and more original look), or I dry it on a brush curling the ends inwards for the most natural effect - in this case, before using the dryer, I sprinkle the entire hair with a thermal protection mist - REF Heat Protection Spray. At the end, I lightly straighten the upper part of my hair so that no tiny antennae stick out and my hair is smooth and shiny. Now I just rub two drops of Gisou oil into the ends and the rest of my hands into the rest of my hair and it's ready.
4. Skoro pielęgnację mamy za sobą – czas na stylizację włosów.
Ilekroć pokazywałam na blogu, czy Instagramie zdjęcia burzy loków, zasypywały mnie pytania o to jak je robię, prośby o filmiki, tutoriale krok po kroku i tym podobne. Nie wiem, czy w temacie grzywki zainteresowanie będzie równie duże, ale ponieważ odgrywa ona obecnie główną rolę, przygotowałam kilka porad, które u mnie świetnie się sprawdzają. Zacznę może jednak od kilku słów na temat samej grzywki. Bardzo długo podchodziłam do tej zmiany. Z jednej strony ten pomysł zrodził mi się już dawno temu, ale z drugiej nie byłam przekonana, czy będzie mi ona pasować. Sama nie wiem, czy to moja własna obawa, czy może próby odradzenia tej zmiany przez dwie różne fryzjerki, które tłumaczyły to w ten sposób, że prosta grzywka jest dobra dla osób o wysokim czole, którego ja nie mam i cytuję „szkoda byłoby je chować”. Ponieważ ostatecznie z reguły i tak robię po swojemu, po ponad roku czasu pojawiła się i grzywka. Pierwsze wrażenie było takie, że trzeba było posłuchać fryzjerek, ale powiem szczerze, że dzisiaj szczególnie kiedy włosy tak pięknie mi się ułożyły – zaczynam się do niej przekonywać. Ostatnie dwa miesiące to była jednak prawdziwa przeprawa, metoda prób i błędów, aby znaleźć w końcu złoty środek na jej układanie. Największą przeszkodą jest to, że moje włosy układają się tak jak chcą – z dokładnością zapamiętały, że na środku znajduje się przedziałek i ciągle się tej wersji trzymają. Dodatkowo po prawej stronie mam znacznie sztywniejsze włosy, które unoszą się do góry przez co przy prostowaniu zdarza się, że stoją na baczność :D. Mimo wszystko wystarczyło kilka technik i zaczyna to wyglądać tak jak powinno.
Pierwsza i najważniejsza zmiana jaka u mnie zaszła jest taka, że zawsze po myciu głowy od razu biorę się za układanie grzywki (gdybym zostawiła ją chociaż na dziesięć minut, grzywka znacznie przeschnie przez co będzie żyła swoim życiem). W tym celu potrzebny mi jest grzebień (używam szpikulca), okrągła szczotka (nie doczekałam się jeszcze mniejszej wersji tylko na grzywkę, dlatego używam tą dużą, którą również stosuję na całe włosy) oraz suszarka i wąska prostownica. Szpikulcem oddzielam grzywkę od reszty włosów, które następnie spinam gumką, aby mi nie przeszkadzały. Następnie włączam suszarkę na ciepłe powietrze i suszę grzywkę cały czas wyczesując ją grzebieniem od góry do dołu po całej szerokości grzywki, aby ją trochę naprostować. Kiedy grzywka nabierze odpowiedniego położenia, grzebień zamieniam na okrągłą szczotkę i suszę wyczesując raz w prawo raz w lewo. Dzięki temu grzywka wygląda bardziej naturalnie i tak jak w moim przypadku, zapomina o swoim pierwotnym ułożeniu. Następnie lekko nagrzaną prostownicą (jak już wspominałam wyżej, nie nastawiam jej na zbyt wysoką temperaturę, bo w przeciwnym razie włosy z prawej strony stoją na baczność :)) dokładnie prostuję całą grzywkę minimalnie wywijając ją do środka – dzięki temu grzywka nie wygląda jak ścięta kosą, tylko nabiera naturalny wygląd. Kiedy grzywka jest już gotowa w zależności od tego jakie mam plany pozostawiam włosy do wyschnięcia wcierając w nie krem do włosów kręconych REF (moje włosy naturalnie się falują i bardzo puszą a ten produkt nadaje im łagodniejszego i bardziej wyjściowego wyglądu), albo suszę je na szczotce wywijając końce do środka dla jak najbardziej naturalnego efektu – w tym przypadku przed użyciem suszarki spryskuję całe włosy mgiełką do ochrony termicznej – REF Heat Protection Spray. Na sam koniec górną partię włosów lekko prostuję, aby nie sterczały mi drobne antenki i żeby włosy były gładkie i lśniące. Teraz jeszcze tylko wcieram dwie krople olejku Gisou w końce i pozostałości na dłoniach w resztę włosów i gotowe.
shirt and jeans // koszula i jeansy - Zara, earrings // kolczyki - W.Kruk |
Managed to! I did it to the end and if you are reading this, it means that you too :). I don't know how it is, but I've been writing a lot lately. Staying at home and not being able to contact more people effectively limited my possibilities of talking in the real world, which is probably why there are some really extensive elaborates here. Anyway, thank you for your time. I hope you will find the information from today's post useful.
Udało się! Dobrnęłam do końca a skoro to czytasz, to znaczy, że Ty również :). Nie wiem jak to jest, ale ostatnio strasznie się rozpisuję. Siedzenie w domu i brak możliwości kontaktu z większą liczbą ludzi skutecznie ograniczyła moje możliwości rozmowy w świecie realnym i chyba dlatego uzbierało się tu kilka naprawdę obszernych elaboratów. Tak czy inaczej, dziękuję, że zechciałaś poświęcić mi czas. Mam nadzieję, że informacje z dzisiejszego wpisu okażą się przydatne.
Koniecznie zamiast płukanki z octu (nie ładnie pachnie, to za mało powiedziane:P) musisz spróbować płukanki octowej z malin od Yves Rocher !
OdpowiedzUsuńDziała cuuuuda, włosy są po niej miękkie i pięknie się błyszczą i zapach przyjemny dla nosa :)
Pozdrawiam !
Oo super! Dziękuję za polecenie :) muszę w takim razie wypróbować.
UsuńPozdrawiam ciepło!